Na prywatnym etacie
Wysiedliśmy przy posesji Twardego. Powitał nas zaniedbany ogród i odpadający tynk. Gdy tylko przekroczyliśmy furtkę, wyszedł nam naprzeciw ochroniarz.
– Mery? – spytał wyciągając rękę. – Szef wspominał, że będziesz. Zaprowadzę cię.
Weszliśmy do budynku i skierowaliśmy do lewego skrzydła.
– Ostatnie drzwi po prawej stronie korytarza – powiedział ochroniarz, zatrzymując się w progu. – Idę. Nie będę przeszkadzać.
Pomyślałam, że Twardy może spać i starałam się stąpać na palcach. Gdy uchyliłam drzwi, zastałam go siedzącego w fotelu, pogrążonego w lekturze.
– Dzień dobry – przywitałam się niepewnie.
– Cześć – odpowiedział, wskazując mi miejsce przed biurkiem. – Dokończę myśl. Usiądź i poczekaj.
Rozglądałam się, bo wnętrze jego gabinetu było dla mnie dużą niespodzianką. Główny ton nadawał komplet orzechowych mebli, których nie powstydziłby się ceniony adwokat. Centralne miejsce zajmowało masywne biurko i dwa fotele, obite zieloną skórą. Przy prawej ścianie stała sofa, uzupełniająca kolekcję. Styl Ludwika Filipa pasował do intelektualistów sprzed wojny, nie do socjalistycznego alfonsa!
Na wprost, za plecami Twardego wisiało malarstwo olejne. Kossak, Podkowiński i Wyczółkowski. Wzdłuż lewej ściany ustawiono regały biblioteczne. Przyglądałam się grzbietom książek i dostrzegłam niemieckie wydania Kanta i Heideggera.
– Dziwisz się, że interesuje mnie filozofia i sztuka? – zapytał niespodziewanie Twardy.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć i potraktowałam to pytanie jako retoryczne.
– Dupy mimo powierzchownych różnic są wszystkie do siebie podobne – wyjaśnił po chwili. – Tak, jak bułki. Za to wielka myśl i dzieła malarskie na zawsze pozostają odrębne.
Z zainteresowaniem słuchałam, co miał do powiedzenia. Wydawało mi się to logiczne.
– Powtarzalność kontra indywidualizm – skomentowałam.
– Otóż to – powiedział, uśmiechając się. – Rozmawiałem z Kaśką. Powiedziała mi, że się starasz i muszę przyznać, że dobrze ci idzie. Ale mówiła też, że nie widzisz dla siebie przyszłości w zawodzie – Twardy zawiesił głos.
– Mam zupełnie inną sytuację niż Kasia – wyjaśniłam. – Chcę skończyć studia. Poza tym, co mam mówić rodzicom?
– Rozumiem to – Twardy westchnął. – Wiedz, że Kaśka ma cel. Chce do trzydziestki zarobić dużą kasę. Gdy już skończy, wróci do siebie, do Grójca i kupi hektary pod szkłem. Znajdzie jakiegoś męża i będzie przykładną żoną w tamtejszej parafii… To dlatego dzisiaj nic jej nie interesuje. Poza dawaniem dupy.
– Mówiła mi o tym – wtrąciłam nieśmiało.
– Pozwalam pracować ludziom tam, gdzie są najefektywniejsi – stwierdził Twardy. – Pamiętam, że też się dobrze rżniesz. Nie wyglądasz na kurwę, co jest twoim wielkim plusem. Jesteś atrakcyjna, ale nie wyzywająca.
– Nie sądziłam, że może być to dla pana przydatne – powiedziałam.
– Plusem jest to, że pochodzisz z dobrego domu – odpowiedział Twardy. – Potrafisz rozmawiać o sztuce i znasz języki obce. Jesteś obyta z ludźmi z elit.
– Tak – podkreśliłam z dumą. – Mamy gości z kręgów kultury i nauki. Jestem przyzwyczajona.
Twardy parsknął śmiechem na moją szczerość.
– Będziesz wzmacniać moją pozycję biznesową – oznajmił. – Nie sądzę, aby twoi rodzice to przewidzieli, zapewniając ci życie na wysokim poziomie. Chciałbym, abyś była moją luksusową dziwką do reprezentacji w biznesie.
Musiał dostrzec moje zdziwienie, gdyż się uśmiechnął.
– Jestem legalnym biznesmenem – oświadczył. – Niezależnie od kurew mam kilka komisów. Importuję towar i dystrybuuję. Mam dostawców ze Stambułu, z ZSRR, Libii i Maroka. Oczywiście wszyscy kontrahenci znają moje kurwy i jest to dla nich duża atrakcja, gdy przebywają w Polsce. Niestety staje się to standardem i sztampą.
Zamyślił się, jakby dobierając słowa.
– Będziesz przedstawiana jako moja asystentka – rzekł. – Będziesz zajmować się nimi i w razie potrzeby dasz im się uwodzić. Jeśli cię wydupczą, oczywiście mają być bardzo zadowoleni, ale nie jak ze spotkania z dolarową kurewką, tylko niedostępną, zmysłową Polką. Rozumiesz?
– Mam nadzieję, że sobie poradzę – odpowiedziałam. – W końcu studiuję na SGPiS!
– Poza tym będziesz pełniła dyżur jako kurwa w hotelu, ale raz w miesiącu – dodał.
– Jasne szefie, dziękuję – ucieszyłam się, bo osiągnęłam więcej niż oczekiwałam. – A czy muszę mieć te dyżury w hotelach?
– Słuchaj Paula, to jest firma – oznajmił. – Nie mogę faworyzować jednej z was, bo reszta się będzie buntować. Poza tym, kurwienie się raz na miesiąc dobrze ci zrobi. Nie zapomnisz, że nawet w kostiumie w biurze jesteś moją kurwą. Nie dyskutuj.
– Dobrze szefie – odpowiedziałam potulnie.
– Wiesiek zawiezie cię teraz do firmy – kontynuował Twardy. – Załatwisz etat.
– To wszystko? – zapytałam.
– Nie zakładaj tam Solidarności – odpowiedział, kończąc gromkim śmiechem.
Czekałam kiedy chwyci mnie za pierś albo krocze, kiedy swoim wielkim kutasem rozedrze moje biodra. Podniecała mnie myśl o usługiwaniu szefowi wszystkich warszawskich kurew.
– Tak, to wszystko – potwierdził. – Zmiataj teraz do Wieśka.
Kiedy wróciłam do holu, byłam niemal rozczarowana, że szef nie chciał się we mnie odprężyć. Kierowca już na mnie czekał.
– Dzwoniła kadrowa – oznajmił. – Jest u lekarza ze swoją córką i przez godzinę nie mamy co robić. Chodź do kolegów.
Poszłam za nim do sali z bilardem, gdzie na kanapie czekało dwóch panów, podobnych do niego gabarytowo.
– Cześć Mery – przywitali mnie chórkiem.
– Wiesiek opowiadał cuda o twojej dupie – odezwał się jeden zalotnie. – I też chcemy cię zerżnąć.
Widziałam ich po raz pierwszy. Każdy z nich ważył około sto dwadzieścia kilo. Wysocy, ogoleni i z ramionami grubszymi od moich ud. Byłam bez stanika i musieli zobaczyć, jak stwardniały mi sutki, bo czułam ich spojrzenia na bluzce. Jeden wstał, podszedł do mnie i chwycił mocno za pierś.
– Boli – jęknęłam.
Mężczyźni zarechotali.
– Wskakuj na stół – rozkazał Wiesiek. – I się przyzwyczaj.
Wsparta o blat odsunęłam na bok pasek stringów. Patrząc na panów w dresach doceniłam użyteczny aspekt ich stroju: zamiast rozpinać spodnie, po prostu ściągnęli je w dół, obnażając imponujące przyrodzenia.
Mężczyzna stojący obok mnie zaatakował mnie niemal natychmiast. Łatwość, z jaką we mnie wszedł uświadomiła mi, że myślę o seksie właściwie od chwili telefonu Kasi. Chciałam krzyczeć z rozkoszy w rytmie potężnych pchnięć, hamowała mnie jednak świadomość, że Twardy jest parę ścian obok.
Drugi z panów obszedł stół z drugiej strony i wystawił kutasa na wprost moich ust. Był tak duży, że mogłam objąć ustami jedynie główkę. Zamieniali się parę razy i rżnęli mnie bitą godzinę lekcyjną, zanim obaj we mnie trysnęli, do ust i w pochwę. Otarłam usta, poprawiłam majtki i wstałam od stołu. Lekko się chwiałam na nogach. Wiesiek wziął mnie za ramię i wyprowadził.
Formalności w firmie Twardego zajęły mi pół godziny. Podanie, umowa i skierowanie na badania. Jeszcze tego samego dnia stałam się asystentką dyrektora firmy importowo-eksportowej z pensją siedemset złotych miesięcznie. Wreszcie coś, czym mogłam się pochwalić rodzicom.
– Kochani, zaczęłam zarabiać na życie! – oświadczyłam z dumą, po powrocie do domu. – Dostałam pierwszą pracę!
Nowe szaty
Dwudziestego września, w poniedziałek, miałam zająć się pierwszym gościem Twardego. Stawiłam się w recepcji hotelu Victoria Intercontinental z samego rana, ubrana w jasną bluzkę, szarą spódniczkę za kolana i eleganckie czółenka.
– Dawno cię nie widziałem, Mery – powitał mnie młody recepcjonista. – Zmieniłaś pracę, jak widzę?
Na jego twarzy malowały się zaskoczenie i zachwyt moim nowym wizerunkiem.
– Nie do końca – odpowiedziałam. – To, co robię, nadal jest to praca dla Twardego.
– Szkoda – stwierdził chłopak. – Odkąd cię u nas nie ma, często myślałem, że taka śliczna, delikatna dziewczyna nie powinna się kurwić.
– Różnie bywa… – podsumowałam sentencjonalnie.
Znałam go tylko z imienia i nie miałam potrzeby, aby wyjaśniać mu swoją sytuację dokładniej.
– Chciałabym zamówić nocleg dla gościa firmy polonijnej – kontynuowałam. – Obywatel Turcji, pan Ibn Mustafa Halid.
– W jakim terminie? – recepcjonista wrócił do swojej roli.
– Od dwudziestego do dwudziestego piątego września – odpowiedziałam.
– Oczywiście – potwierdził oficjalnie. – Już zarezerwowałem.
– Życzę szanownej pani powodzenia – rzucił na pożegnanie.
Uśmiechnęłam się, mile połechtana, i wyszłam.
Samolot wylądował na Okęciu o dziesiątej rano. Długo czekałam, zanim w bramkach zaczęli się pojawiać pasażerowie. Trzymałam w dłoniach tabliczkę z nazwiskiem gościa.
Po kilku minutach pojawił się starszy, około sześćdziesięcioletni mężczyzna. Gruby brunet, musiał ważyć około sto kilogramów przy wzroście niewiele wyższym od mojego. Jakiś chłopak z lotniska niósł za nim bagaże. Mężczyzna radośnie pomachał ręką i do mnie podszedł.
– Hello – przedstawił się. – I’m Mustafa.
– Jestem asystentką pana Zbigniewa S. – odpowiedziałam z uśmiechem.
Wyszliśmy na zewnątrz, przy asyście bagażowego. Łysy Wiesław z oficjalną miną otworzył nam tylne drzwi mercedesa. Ledwie ruszyliśmy, Mustafa położył mi dłoń na udzie. Z uśmiechem, ale stanowczo odsunęłam jego rękę.
– I'm sorry, but it's probably a mistake – skwitowałam.
– Oh, sorry – odpowiedział lekko speszony.
Dalsza droga do hotelu przebiegała spokojnie. Pomogłam Mustafie się zameldować, a później ruszyliśmy do Józefowa, do nieistniejącego już dzisiaj motelu nad Wisłą. Gdy dotarliśmy, na miejscu czekali już Twardy i jakiś atrakcyjny Rosjanin.
– Idź się czymś zajmij – oddelegował mnie Twardy.
Opalałam się, korzystając z ostatnich promieni słońca, gdy panowie rozmawiali na osobności. Później usiedliśmy razem do obiadu, w odrębnym gabineciku. Rozmawialiśmy po angielsku i rozmowa zaczęła zbaczać na mój temat.
– Skąd masz taką asystentkę? – zapytał wprost Rosjanin.
– To córka moich znajomych – odpowiedział szef. – Są naukowcami Uniwersytetu Warszawskiego. Studiuje handel zagraniczny na SGPiS i ma u mnie praktyki.
Po jego wypowiedzi stosunek panów do mnie natychmiast się zmienił. Rosjanin z miejsca stał się szarmancki. Deklamował wiersze Lermontowa, Puszkina i popisywał się erudycją, co mnie bardzo ujęło. Turek był wyraźnie mniej elokwentny.
Rozmowa o niczym przy obiedzie i deserze trwała dość długo. Około dziewiętnastej Turek poskarżył się na zmęczenie i zapytał o transport do hotelu.
– Mery cię odwiezie – zaproponował Twardy. – Ma prawo jazdy, a mój kierowca musi jeszcze odwieść Sergieja.
Pierwszy raz miałam usiąść za kierownicą pojazdu innego niż mały fiat. Na szczęście, dzięki automatycznej skrzyni biegów i kilku poradom Wieśka, prowadzenie okazało się bardzo łatwe.
Mój pasażer siedział na tylnym siedzeniu, całą drogę nic nie mówiąc właściwie nic. Kiedy podjechaliśmy pod hotel, ożywił się i zapytał czy wpadnę do niego na drinka.
„Twardy zapewne właśnie po to mnie wysłał” – pomyślałam. „Muszę przyjąć to zaproszenie.”
Przekazałam samochód do zaparkowania i razem z Mustafą weszliśmy do środka. Przeparadowałam przez hol u boku starego Turka, podobnie jak kiedyś z gejami z Niemiec. Mimo eleganckiego ubioru goście z lobby przypatrywali się nam z uśmiechami, zdradzającymi, co myślą.
„Kurwa idzie dać staruchowi dupy.”
Kiedy znaleźliśmy się razem w pokoju, Mustafa po paru słowach otworzył barek. Wyciągnął whisky i nalał do szklanek. Patrząc na niego myślałam że lepiej się upić, jeszcze zanim mnie zacznie dotykać. Piłam równo z nim.
Przy alkoholu Mustafa wypytywał mnie czy wiem, czym zajmuje się Twardy. Udawałam, że jest przyjacielem rodziny i znam go jako szanownego biznesmena.
Mustafa był wyraźnie zadowolony. Dbał, abym miała pełną szklankę, lecz mnie nie dotykał, do momentu, w którym uznał, że jestem gotowa. Siedziałam w fotelu, udając odurzoną alkoholem, trochę bardziej niż byłam faktycznie. Dosiadł się obok mnie i zaczął dotykać moich piersi.
– What are you doing? – wybełkotałam, bez wyraźnego sprzeciwu.
Nic nie odpowiedział. Rozpiął mi bluzkę i oglądał piersi przez stanik. Wsadzał ręce w głąb miseczek, wyciągając je na wierzch. Nie protestowałam i pozwalałam mu na wszystko.
Miałam na sobie stanik typu bardotka, zapinany od przodu. Długo potrwało, zanim się domyślił, w jaki sposób go rozpiąć. Kiedy to zrobił, rozebrał się od pasa w dół i do mnie podszedł. Udawałam, że jestem półprzytomna i leżałam w tej samej pozycji. Pierwszy raz widziałam obrzezanego kutasa. Stał przy mnie i przez parę minut uderzał mnie członkiem po twarzy i piersiach.
Wyciągnął z walizki aparat fotograficzny. Zaczął robić mi zdjęcia. Później przeniósł mnie na łóżko. Zsunął ze mnie spódniczkę i majtki. Leżałam, pijana, z rozrzuconymi nogami w cienkich czarnych pończochach. Wciąż miałam na sobie rozpiętą bluzkę i stanik. Przymknęłam oczy i po chwili usłyszałam kolejne trzaski migawki.
Gdy wypstrykał film, odłożył aparat. Zdjął koszulę, spodnie i bokserki. Po raz pierwszy widziałam nagiego mężczyznę o tak ciemnej karnacji.
Nie chciał widocznie tracić z oczu nagiej, pijanej, jak sądził, dziewczyny, gdyż się na mnie nie położył. Przysunął mnie do krawędzi łóżka, rozchylił uda i we mnie wszedł, właściwie nade mną stojąc.
„Będzie się chwalić w Stambule, jak upił niewinną Polkę i wykorzystał.”
Byłam wewnętrznie gotowa pozwolić mu na wszystko, co tylko chciał, ale drink wprawił mnie w dziwne otępienie. Miałam odczucie, że jestem obserwatorem samej siebie i patrzę na siebie z boku. Trochę też chciało mi się śmiać.
– I will destroy your innocent breasts! – warczał Mustafa. – I will destroy your innocent pussy!
Był jak w amoku. Przez jego ciemną twarz przebiegały grymasy podniecenia i oburzenia. Jego owłosione, ciemne ramiona przesuwały się po moim jasnym ciele. Czułam się, jakbym się znalazła na planie fantasmagorycznego filmu grozy, wszystko stawało się coraz mnie realne. Miałam wrażenie, że to szatan zabawia się moim ciałem i służę zaspokojeniu żądzy jakiś ciemnych mocy.
– Fuck you, fuck you – wykrzyknął, po szczególnie mocnym pchnięciu. – Fuck you!
Jego sperma zalała moje wnętrzności. Po ejakulacji pozostał we mnie jeszcze przez parę minut i bawił się moimi piersiami, jakby lepiej chciał zapamiętać ich krągłości i gładkość. Jego penis powoli kurczył się w mojej pochwie.
Zasnęłam.
Pobudka
Obudziły mnie głosy z sąsiedniego pokoju. Kiedy otworzyłam oczy, słońce świeciło jasno.
„To nie jest hotel Victoria” – myślałam z niepokojem.
Bolała mnie głowa. Wstając przewróciłam szklankę z wodą. Do pokoju przez uchylone drzwi zajrzał Wiesiek.
– Cześć Mery! – przywitał mnie charakterystycznym dla niego uśmieszkiem. – Już się obudziłaś?
– Gdzie jesteśmy? – spytałam.
– Zabraliśmy cię do mieszkania Twardego na Gocławiu – odpowiedział. – Byłaś wczoraj tak napruta, że nie zarejestrowałaś, jak cię zabieraliśmy od Mustafy. Mógłby cię przerżnąć batalion zomowców i pewnie byś nic nie poczuła.
– No coś ty – wymamrotałam. – Byłam aż tak pijana, że się nie obudziłam?
– A czułaś, jak ci pakowałem z kolegami? – zapytał.
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem.
– Boss nam pozwolił… – zaczął się tłumaczyć. – Seks z lalką. Jebaliśmy cię, a ty nawet oczu nie otworzyłaś… Wstawaj, dwunasta dochodzi. Masz się ubrać i jesteś wolna. Dziś wszyscy zajęci są pracą. Ani szef, ani Mustafa nie mają dla ciebie czasu.