Cela
Pod drzwiami czekał już strażnik. Posłusznie za nim szłam. Marzyłam jedynie, aby gdzieś odpocząć. Specyficznie bolały mnie piersi i uda. Nie czułam krocza.
Odprowadził mnie do celi, którą miałam dzielić z dwoma więźniarkami. Obie około pięćdziesiątki.
Byłam oszołomiona i cała w spermie. Kobiety rzuciły się do mnie, współczuły mi.
– Boże, co te chuje z tobą zrobiły? Kim jesteś? Co takiego zrobiłaś? – dopytywały.
– Jestem polityczna – odpowiedziałam.
Nie chciałam im mówić, co przeżyłam. Jedna z nich chwyciła wiadro i nalała wody do miski. Wzięła mnie pod ramię. Osłabiona dałam im się rozebrać. Ich dłonie były zupełnie inne, niż mężczyzn. Myły, pieszcząc swoim dotykiem moje obolałe ciało.
– Biedne piersiątka – mówiła jedna.
Całowała siniaki uczynione męskimi dłońmi.
– Jaka rozpierdolona cipka – jęczała druga, podmywając mnie. – Boże, co oni z tobą zrobili!
Przy okazji nie omieszkała wsadzić mi palec w pochwę. Mimo słów pełnych współczucia widziałam, że obie kobiety podniecało moje ciało.
Położyłam się i zaczęłyśmy rozmawiać. Okazało się, że jedna z nich zajmowała się sutenerstwem, drugą oskarżono o morderstwo.
Morderczyni, gruba i siwa, była grypserką. Uspokajała mnie, obiecując że nie muszę się ich obawiać. Po poparciu strajków więziennych w 1981 roku przez Solidarność przywódcy przestępczego podziemia ustalili, że jeśli do celi trafi polityczny, będzie mieć status honorowego gita i będą go traktować z szacunkiem.
Sutenerka Masia, odrobinę bardziej zadbana od swej koleżanki, położyła się koło mnie.
– Pozwól, że przytulę cię, skarbie – szeptała obejmując moją pierś. – Jesteś śliczna. Nie wiem, z czego się utrzymujesz, ale ja mogę zapewnić ci luksusowe życie. Za taką dziewczynę chłopy zapłacą sto – sto pięćdziesiąt dolców! Dolary, jedyny środek nabywczy. Pomyśl o tym! – szeptała sięgając mi między nogi. – Atrakcyjni, zadbani, nie jak Polacy. Włosi, Niemcy, czarni. Szwedzi, Norwegowie. Amerykańscy żołnierze z baz w RFN. Przyjeżdżają, na panienki i wódę.
Dała mi kilka namiarów na „najbardziej ekskluzywnych” sutenerów w Warszawie.
Rano przyszedł strażnik i mnie wyprowadził.
Formalności
Ponownie znalazłam się w pokoju przesłuchań. Czekał na mnie ten sam oficer, który prowadził moją sprawę wczoraj.
– Mam na imię Krzysztof – przedstawił się. – Zawsze używaj tego imienia w kontaktach ze mną lub z innymi funkcjonariuszami, gdyby cię ktoś zatrzymał.
Musiał sobie zdawać sprawę, że pod sukienką wciąż miałam podarte przez niego rajstopy i byłam bez majtek, które przepadły w salce. Nie nawiązał jednak do zdarzeń z zeszłej nocy. Zachowywał się oficjalnie.
Zobowiązałam się zreferować posiadaną wiedzę o strukturze NZS i opisać działaczy. Później miałam zbierać dla SB informacje o wszystkim, co działo się wewnątrz grupy i składać cotygodniowe raporty.
Interesowało ich wszystko: cele spotkań, zadania członków i kto z kim się spotyka.
– Czy mam pisać o sprawach intymnych? – zapytałam.
– Oczywiście – potwierdził. – To bywa dla nas przydatne. Dokumentuj wszystko, preferencje i każde szczegóły pożycia seksualnego.
Byłam spięta na jego widok, ale nie potrafiłam opanować podniecenia. Zaimponował mi siłą. Pokazał mi, że może zrobić ze mną wszystko i dał możliwość, abym była dla niego przydatna.
Nowa praca wydawała mi się interesująca. Moją wartość podniosła znajomość języków obcych. Mogłam podjąć się wykonywania innych poleceń operacyjnych, w szczególności uzyskiwać informacje dotyczące przemysłu i kontrwywiadu.
Przedstawił mi zobowiązanie do współpracy i oświadczenie o zgodzie na udział w prowokacjach. Za poszczególne działania miałam otrzymywać wynagrodzenie.
Dokumenty podpisałam. Nie zastanawiałam się, bo opozycjoniści stawali się jałowi. Wciąż te same konspiracje, te same zapewnienia, ale w podkładzie strach. Czasami, gdy się u mnie zatrzymywali, szukali oparcia w moich piersiach. Zestresowani, zwykle musiałam im długo ssać. Chuj Krzysztofa był wielki, twardy i kategoryczny.
Wyszłam z komendy zupełnie normalnie, jakby nic się nie stało. Wróciłam do domu tramwajem, jako tajny współpracownik SB.
Kompetencje
Krzysztof odezwał się po dwóch dniach. Zadzwonił późnym wieczorem.
– Chciałbym cię jutro widzieć w mieszkaniu kontaktowym na Wilczej – oznajmił. – Bądź o osiemnastej na przystanku tramwajowym przy Marszałkowskiej.
Następnego dnia rano, wyciągając majtki z szuflady, wspominałam noc gwałtu.
„Nie wiedziałam, że będę ubecką suką” – myślałam.
Zakładałam stanik, przeglądając się w lustrze. Krew zabarwiła moje policzki. Byłam podniecona.
„Krzysztof znowu będzie na mnie patrzeć” – myślałam. – „Ciekawe gdzie i jak posiądzie mnie tym razem…”
* * *
Tramwaj dowiózł mnie na Marszałkowską. Krzysztof czekał nieopodal przystanku.
– Pójdziemy do mnie – powiedział.
Wilcza to stara część Warszawy. Kamienice, odbudowane po wojnie w secesyjnym stylu. Budynek, gdzie się kierowaliśmy, musiał należeć do bardzo zamożnych ludzi. Marmurowe schody były jednak zaniedbane i brudne, podobnie jak kute, żeliwne poręcze.
– Idziemy na samą górę – poinstruował mnie Krzysztof.
Szłam przed nim, aż dotarliśmy na ostatnie, czwarte piętro. Przejście kilku wysokich kondygnacji nie było dla mnie problemem, ale widziałam, że on ma lekką zadyszkę, którą stara się ukryć. Otworzył drzwi i się cofnął, aby przepuścić mnie pierwszą.
Znaleźliśmy się w dużej kawalerce, z kaflowym piecem i małym aneksem kuchennym. Po środku stał stół z czterema krzesłami. W rogu tapczan, przykryty narzutą.
Krzysztof odwiesił kurtkę na wieszaku przy drzwiach. Stanął przy oknie i zapalił papierosa. Zaciągał się, patrząc, jak powoli rozpinam płaszcz.
– Jest dużo pracy – uśmiechnął się krzywo. – Rozbierz się szybko, bo mamy mało czasu.
Zsunęłam spodnie, z majtkami i rajstopami. Rozpięłam bluzkę i stanik. Po chwili stałam przy tapczanie zupełnie naga.
– Kładź się na plecach – powiedział Krzysztof, gasząc niedopałek.
Rozpiął tylko spodnie i położył się na mnie, biorąc mnie w pozycji klasycznej. Rżnął mnie ostro przez kilkanaście minut. Wspaniale było czuć jego ciało, wgniatające w łóżko, potężne biodra i wielkiego kutasa.
– Ubierz się – rozkazał, schodząc ze mnie. – Bierzmy się do pracy.
Zaczął mówić, kiedy jeszcze się ubierałam.
– Najważniejsza jest zgodność z prawdą – tłumaczył. – Nie możesz ubarwiać, ani przemilczać szczegółów. Mamy pod kontrolą całe środowisko. Możesz się spodziewać, że twoje raporty będą weryfikowane. Ale nie uważaj się za Matę Hari. Jesteś swoistym ankieterem. Nie chodzi o to, abyś zmieniała tryb życia. Chcemy wiedzieć, jak funkcjonuje twoje obecne środowisko. Jeśli będziemy potrzebować czegoś szczególnego, otrzymasz ode mnie dodatkowe instrukcje.
– Tak na marginesie, informacje o tobie uzyskaliśmy od jednego z działaczy – zakończył swój wywód. – Mówił, że jesteś aktywna i masz liczne kontakty. Mówił też, że nie miałaś oporów, aby mu obciągnąć.