Zatrzymanie
Luty 1982 roku, stan wojenny. Wychodziłam ze swojego mieszkania na Saskiej Kępie na trening łyżwiarstwa figurowego do Torwaru. Później miałam się spotkać z grupą opozycjonistów.
Na ulicy podeszło do mnie dwóch panów. Wyglądali przeciętnie, byli w ciemnych płaszczach i czapkach. Obok stał biały polonez.
– SB – odezwał się jeden, pokazując legitymację. – Pani pozwoli z nami.
Zostałam wepchnięta do samochodu. Byłam zaskoczona i nie protestowałam. Po chwili ruszyli, bez wyjaśnień.
„Rodzice są szanowanymi wykładowcami Uniwersytetu i Politechniki, najlepszych warszawskich uczelni…” – spięta próbowałam pocieszać się w myślach. – „Będzie dobrze.”
Studiowałam na trzecim roku SGPiS. Tak wtedy nazywała się SGH. Od połowy grudnia 1981 roku należałam do Niezależnego Zrzeszenia Studentów. NZS było studenckim odpowiednikiem Solidarności i po wprowadzeniu stanu wojennego zostało zdelegalizowane, a część działaczy aresztowano. Na mojej uczelni prowadzona była jednak działalność podziemna.
Nie byłam z nikim związana i jako studentka bez wielu obowiązków mogłam kontaktować się z wieloma ludźmi. Odpowiadały mi założenia ideowe tej organizacji. Byłam aktywna i parokrotnie zajmowałam się kurierką.
Czasami gościłam u siebie ukrywających się działaczy. Pomagałam im się odstresować, zwykle przy użyciu ust oraz dłoni. Kilka razy spałam wówczas z Jankiem C., jednym z późniejszych ministrów. Oprócz niego miałam i innych kochanków. Imponowałam im urodą i intelektem. Mój ojciec przywiązywał ogromną wagę do języków obcych i urządzał mi konwersacje. Dzięki niemu sprawnie posługiwałam się angielskim i francuskim.
Kilkunastu studentów wiedziało, że mam bibułę, podziemne gazety i książki. Odbierali je ode mnie. Więcej grzechów nie pamiętałam.
„Szybko mnie namierzyli… Ciekawe jak?” – myślałam. – „Dobrze, że nie mam ze sobą nic trefnego.”
Obaj funkcjonariusze traktowali mnie jak powietrze. Jechaliśmy kilkanaście minut aż zatrzymaliśmy się pod Pałacem Mostowskich, Komendą Stołeczną Milicji Obywatelskiej.
Wprowadzili mnie do środka.
– Kogo macie? – spytał oficer dyżurny.
– Taka poza ewidencją – odpowiedzieli.
Bez dalszych pytań ruszyliśmy ciemnym holem, potem schodami zeszliśmy do piwnic. Ciągnął się przede mną długi korytarz z licznymi stalowymi drzwiami.
Zostałam wprowadzona do jednego z pomieszczeń. Za biurkiem siedział funkcjonariusz w cywilu, po przeciwnej stronie stał drewniany taboret, na którym mnie posadzili i wyszli. Zrozumiałam, że znalazłam się pokoju przesłuchań.
Przesłuchanie
Oficer śledczy rozpoczął procedurę. Potwierdził moje imię, nazwisko i wiek, później aczęły się właściwe pytania.
– Z kim działasz? Kto się u ciebie zatrzymuje? Gdzie jest drukarnia?
Niebieskooki blondyn. Czułam na sobie jego wzrok. Wpatrywał się w piersi i biodra. Wiedziałam, że jestem bardzo atrakcyjną dziewczyną. Miałam dwadzieścia dwa lata, byłam wysportowana i moja figura była idealna.
On sam był wysoki i dobrze zbudowany. Miał przynajmniej metr osiemdziesiąt wzrostu i około dziewięćdziesięciu kilo wagi, ale w mięśniach.
Wypytywał o Zdzisława R., który kierował naszą grupą, Jacka K. i innych. Pytał o sprawy osobiste. Spodziewałam się krzyków i straszenia, ale nic się takiego nie stało. Zgodnie z wszelkimi poradnikami milczałam.
– Dobra – podsumował. – Nic nie mówisz, ale my mamy wolną rękę. Pamiętaj, nikt nie wie, że tutaj jesteś.
Sięgnął po słuchawkę i parę razy zakręcił tarczą telefonu.
– Salka – rzekł.
Jedno słowo.
Przestraszyłam się i wyglądał na zadowolonego. Wstał, podszedł do mnie i podniósł mnie za ramię. Uderzył mnie w twarz. Jęknęłam z bólu.
– Ty dziwko – powiedział szyderczo. – Mylisz, że to zabawa? Że możesz się bawić, dając dupy tym chujom z opozycji!? Teraz my się tobą zajmiemy. Pamiętaj, że możesz stąd nie wyjść!
Obrócił mnie i pchnął na ścianę. Zadarł mi sukienkę. Miałam stringi z Peweksu i na pewno zrobiły na nim wrażenie. Poczułam, jak jego twarde dłonie rozdzierają moje rajstopy… Nie oszczędził stringów, chociaż wystarczyło je odsunąć.
Dygotałam ze strachu. Byłam kompletnie zdana na bezwzględnego, obcego mężczyznę, który nie krył swoich zamiarów. Wiedziałam, że obrona i krzyk nie miały sensu. Chciałam prosić, aby przestał, obiecać, że nikomu nie powiem, co się działo.
Zanim zdążyłam się odezwać, wsadził swojego twardego kutasa w moją pochwę, mokrą z przerażenia. Bardzo się bałam, że zostanę zgwałcona, jednak mnie to podniecało. Przyparta do muru czułam, jak głęboko penetruje moje wnętrze, jak ciało ulegle rozstępuje się pod jego naporem, jak wilgotnieje i nabrzmiewa. Był zaskakująco wielki. Z moich ust wydobywały się jęki. Przygryzałam wargi, aby nie krzyczeć. Jedną ręką trzymał mnie za włosy, drugą za pierś, przez ubranie, przyciągając mnie mocno do siebie.
Kiedy moje wnętrze zalała gorąca sperma, moja pochwa ciasno objęła członek gwałciciela. Nie wytrzymałam i krzyczałam, spięta spazmem rozkoszy.
Przez chwilę stałam oparta o ścianę. Wysunął ze mnie penisa. Ogarnięta strachem i podnieceniem obróciłam się do niego i osunęłam na kolana. Delikatnie ujęłam jego narząd w usta. Smakował spermą zmieszaną z moimi sokami. Jeszcze drgał. Na klęczkach rozpięłam guziki na dekolcie i obnażyłam piersi ze stanika. Czułam, jak jego członek nabrzmiewa w moich ustach i ponownie staje się sztywny.
Śledczy uwolnił się ode mnie, dając krok w tył.
– To nie wystarczy. – Westchnął. – Chodź!
Posłusznie wstałam. Poprawiłam stanik i zapięłam sukienkę. Poszłam za nim. Idąc czułam, jak wypływa ze mnie sperma i moczy mi opięte jeszcze rajstopami uda.