WalewskiSawicki
4.6.1997, 17 lat

Wynalazek

I

Roderick był wielkim fanem jazdy na łyżwo-rolkach. Niezmiernie lubił też majsterkować. Jego ulubiony sprzęt codziennie był narażony na rozkręcanie, skręcanie, smarowanie, przeróbki… Ciągle zmieniał jakąś część na lepszą, eksperymentował z różnymi typami łożysk i kółek… Kto wie czym jeszcze.

Aż pewnego dnia zniknął. Zamknął mieszkanie na cztery spusty i zaszył się w swym garażu. Do późnej nocy okna warsztatu rozświetlały tajemnicze rozbłyski, ciszę nocną rozdzierało wycie elektrycznych narzędzi… Wszelkie próby kontaktu z nim spełzały na niczym.

Kiedy go spotkałem, po dwóch miesiącach, powiedział mi, z wielce tajemniczą miną, że tym razem opracował coś naprawdę genialnego. Poprosił, abym nazajutrz zjawił się u niego w garażu.

II

Gdy tylko wszedłem, moim oczom ukazał się iście niesamowity widok. Po środku pomieszczenia stała para dziwnych i zagadkowo wielkich łyżwo-rolek. Poprzedni sprzęt, stojący w zapomnieniu pod stołem, prezentował się przy nich jak jamnik przy dogu.

– Czemu one są takie duże? – zapytałem mocno zdziwiony.

– Temu, bo wbudowałem w nie silniki elektryczne – odrzekł Roderick. – Teraz, wożąc na plecach odpowiedni akumulator będę mógł objechać cały świat. Cywilizowany na prąd, natomiast dziki – normalnie.

– Zamierzasz objechać świat!?

– Oczywiście. Tak jak Vasco da Gama, z tym, że na rolkach. Zwróć uwagę na amortyzatory – tu wskazał na „coś” pod podwoziem rolek – i terenowe kółka!

– Rzeczywiście, dosyć oryginalnie wyglądają.

– To nie bajer, ale konieczność. – odparł. – Dzięki nim nie będą mi straszne ani Himalaje, ani piaski Sahary! – zawołał z dumą.

– A do czego ta klapka z dołu?

– To dmuchane podwozie do podróży przez ocean. Dzięki niemu będę niezależny od statków i LOT-u.

Przez następną godzinę Roderick pokazywał mi jeszcze wiele rzeczy – między innymi mini-rower z prądnicą – do naładowania akumulatorów na pustkowiu, noktowizor wysuwany na specjalnej ramie – na wypadek nocnej jazdy, sprężyny – umożliwiające przeskakiwanie przepaści, nawigację satelitarną, oraz dopalacz – wspomagający pogoń za dziką zwierzyną.

Aby ułatwić mu życie, zasugerowałem wzięcie dubeltówki zamiast tego „dopalacza”, ale uznał, że byłoby to zagranie nieuczciwe i sprzeczne z ideą rolek.

III

Kilka dni później Roderick wyjechał w świat na swych cudownych rolkach. Wtedy właśnie widziałem go po raz ostatni. Po dwóch tygodniach otrzymałem bowiem wiadomość – zasnął w drodze i zderzył się czołowo z jakimś tirem. Zginął na miejscu.

Słyszałem, że rolki nawet się nie zatrzymały, tylko pomknęły dalej w świat, pod ciężarówką. Podobno ktoś jedną widział na Pacyfiku, drugą aresztowało KGB.

*   *   *

Biedny Roderick! Nie zamontował sobie budzika!