WalewskiSawicki
9.11.1997, 18 lat

Poświęcenie

Stopy

Zdarzenie miało miejsce w Brazylii, w 1967 roku

I

Jorge Dante Hormaeche był dzieckiem z suburbiów Manaus – wielkiego nadamazońskiego miasta. Dzielnica, w której mieszkał – Humaita – tworzyła wielkie skupisko slumsów. On sam zaś należał do coraz liczniejszego, wzrastającego w geometrycznym tempie grona ubogich dzieci, wychowywanych przez jeszcze uboższych rodziców.

Mimo Wielkiego Poświęcenia z ich strony i starań, mających na celu zapewnienie mu godziwego wykształcenia, Jorge był nieszczęśliwy, jak wiele innych, brazylijskich dzieci. Miał, jak wiele z nich, zmarnowane dzieciństwo. Nigdy nie jadł słodyczy ani też nie miał zabawek.

Wracając ze szkoły przez brudne, zatłoczone ulice, skręcał czasem w kierunku bulwaru ze sklepami dla bogatej klienteli. Rozgoryczony wpatrywał się w wystawy, kuszące lodami, cytrusami, ciastkami i batonami. Było mu bardzo smutno. Bogatsi koledzy ze szkoły mieli dostęp do tych frykasów – on nie.

Czasem przystawał i godzinami przypatrywał się półkom, na których piętrzyły się góry łakoci. Marzył, że w przyszłości, w dorosłym życiu będzie sprzedawcą na jednym z mijanych stoisk.

A ekspedientki, wzruszone czy też zniecierpliwione jego zachowaniem, wynosiły niekiedy mu mandarynki, gumy do żucia, lizaki. Raz nawet dostał dużego, żółtego banana. Zaniósł go do domu i ukrył pieczołowicie pod łóżkiem. Przez tydzień, po kawałku, zjadał go na dobranoc.

II

Pewnego dnia, jeszcze bardziej szarego, smutnego i beznadziejnego niż inne, Jorge podjął męską decyzję: sam zacznie zarabiać na radości dzieciństwa. W czasie wakacji zatrudnił się w kopalni diamentów „Londrina”.

Dzieci przyjmowano tam bardzo chętnie. Nie tylko z powodu, że były najtańszą siłą roboczą. Otóż – dzięki swym niewielkim gabarytom mogły się one wcisnąć w poszukiwaniach drogocennych kamieni w każdy, nawet najmniejszy zakamarek czy dziurkę. Łatwiej, niż dorośli. Z drugiej strony – pracując w niezabezpieczonych szczelinach, były nieporównywalnie bardziej narażone na ryzyko osunięcia się ziemi.

Pomimo iż co roku w „Londrinie” ginęło kilkuset górników, zawsze cieszyła się niezwykłą popularnością. Przyczyną – jedyną przyczyną – dla której tak wiele osób podejmowało w niej pracę była możliwość przemytu diamentów. Dzięki niej wiele osób, jak w amerykańskim filmie, przeszło drogę od pucybuta do milionera.

Niemniej jednak była to gra, przypominająca także rosyjską ruletkę. Jeśli nadzorcy wykryli u kogokolwiek szmuglowany kamień, pozorowano nieszczęśliwy wypadek i pozbywano się „delikwenta”. Miało być to przestrogą dla reszty załogi.

III

Niestety – Jorge nie miał zbyt wiele szczęścia. Nie zdążył znaleźć nawet jednego diamentu. Już pierwszego dnia spadający głaz zmiażdżył mu obie nogi na wysokości połowy uda.

Ledwo żywego chłopca, wraz z kilkoma innymi ofiarami tąpnięcia, przewieziono ciągnikiem do bezpłatnego szpitala dla biedoty. Operacja praktycznie nie wybiegła poza oczyszczenie ran i zatamowanie krwotoku. I oczywiście – nie było mowy o odzyskaniu zupełnie zmiażdżonych kończyn.

W ten sposób Jorge stał się jeszcze bardziej nieszczęśliwym dzieckiem niż wcześniej. Teraz jego dni upływały na leżeniu w szpitalnym łóżku, pośród nędzy i brudu. Na dokładkę musiał wysłuchiwać jęków innych pacjentów – nierzadko bardziej okaleczonych od niego. I, jak by nie mogło być lepiej, w biedne kikuty wdało się zakażenie.

Wszystko więc wskazywało na to, że na powrót do domu Jorge będzie musiał jeszcze poczekać. I czekał… A jego nową, jedyną radością stały się poranne wizyty rodziców, którzy, mimo iż pracowali 20 godzin na dobę, zawsze znajdywali dla niego choć odrobinkę czasu.

A, jakby na ironię, za kilka tygodni miały nadejść dziewiąte urodziny Jorge’a…

IV

Jorge obudził się i przetarł zdumione oczy.

„To chyba nie jest możliwe! – pomyślał z niedowierzaniem. – Czyżby to było niebo?”

Leżał w innej, zupełnie innej sali, otulony świeżą, bielutką pościelą. Na twarzy czuł lekki powiew świeżego, orzeźwiająco chłodnego powietrza.

Obejrzał się – obok łóżka zastał mamę i tatę, z tortem z zapalonymi świeczkami.

– Przyszliście dzisiaj razem! – zawołał uszczęśliwiony.

– Dobrze się czujesz? – spytała mama. – Jesteśmy Tacy Szczęśliwi! Nic ci nie jest? Happy birthday! Zorganizowaliśmy dla ciebie wielką zbiórkę pieniędzy, nagłośnioną przez telewizję publiczną! Zajrzyj, synku, pod kołderkę!

Jorge odwinął prawą połowę kołdry.

Jego twarz rozpromienił radosny uśmiech. Miał piękną, długą nogę!

– Mamusiu! – wrzasnął, rozpoznając polakierowane paznokcie. – Poświęciłaś się dla mnie!

– Nie tylko mama! – dodał dumnie tata. – Zobacz, jaką owłosioną masz lewą nogę!