WalewskiSawicki
3.4.2015, 35 lat

Kotleciki

Kotleciki

Grześ i Artur byli zasmuceni. Właśnie dziś, na osiedlu wieżowców, otworzono nowy, najlepszy plac zabaw! A rodzice nie mieli czasu, żeby tam z nimi pojechać!

– Skoro oni nie mają czasu, musimy iść tam sami! – wymyślił Grześ.

– Gdy powiemy im, gdzie idziemy, to nas przecież nie puszczą! – zmartwił się Artur.

– Mam pomysł! – rzekł Grześ. – Weźmiemy piłkę do nogi, aby mieć alibi. Gdy będą nas pytać, co robiliśmy, to powiemy, że graliśmy w piłkę!

– Dobry plan – ucieszył się Artur. – Już biorę piłkę i wyruszamy w drogę!

Osiedle wieżowców było daleko. Chłopcy szli prawie godzinę. Trochę bolały ich nogi i zaczęło się ściemniać.

– Nie wycofamy się – rzekł Grześ. – Jesteśmy prawie na miejscu.

– Pewnie – rzekł Artur. – Już teraz nie opłaca się wracać.

Szli jeszcze pół godziny, zanim dotarli do osiedla. Byli zmęczeni i zatrzymali się na ławce pod pierwszym wieżowcem. Było już bardzo ciemno. I jeszcze zginęła gdzieś piłka!

– Będzie ciężko teraz znaleźć ten plac zabaw – uznał Grześ.

– Do domu też będzie trudno wracać po ciemku! – zasmucił się Artur.

– Jakoś wrócimy. Damy radę! – pocieszał go Grześ.

Chociaż też się martwił, bo przecież czekała ich długa droga!

Wtedy podeszła do nich Pani z Psem.

– Zgubiliście się? – zapytała.

– Tak tylko trochę – rzekł Grześ. – My nie, ale piłka nam gdzieś zginęła.

– Obmyślamy, jak wrócić do domu – wyjaśnił Artur.

– Oczywiście nie potrzebujemy pomocy i poradzimy sobie – dodał Grześ.

– Zapraszam was do domu na obiad. Są pyszne kotleciki. I gorącą czekoladę. Mieszkam tu obok. Mam w domu mapę i pomogę wam wrócić do domu.

Grześ ucieszył się. Chciał zobaczyć mapę i był trochę zziębnięty. Miał też straszną ochotę na gorącą czekoladę. A Pani z Psem była bardzo miła!

Mieszkanie było na najwyższym, 20 piętrze wieżowca. Drzwi otworzył gruby, łysy pan z wąsami. W skrócie Wąsacz.

– Zgubili się – rzekła Pani z Psem.

– Nie zgubiliśmy się! – powiedział Grześ.

– Wiemy, jak wrócić do domu – dodał Artur.

– Odpoczywaliśmy tylko – wyjaśniał Grześ.

– Wejdźcie do środka – rzekł Wąsacz.

Grześ i Artur spojrzeli na metalowe drzwi. Wyglądały bardzo solidnie.

– Chyba że tchórzycie… – zaśmiał się.

– Nigdy nie tchórzymy! – odparł dumnie Grześ.

– Wchodzimy! – krzyknął Artur.

Chłopcy znaleźli się w przedpokoju. Nad ich głowami wisiały liczne poroża jeleni.

– Zdejmijcie buty – rzekła Pani od Psa i zamknęła drzwi na cztery spusty!

Grześ i Artur usiedli na kanapie przed telewizorem.

Tymczasem Pani od Psa wyszła do kuchni. A za chwilę przyniosła trzy porcje obiadu.

– Pewnie jesteście głodni – rzekła. – Właśnie mieliśmy jeść i chętnie się podzielimy. Za chwilę do was dołączę, tylko muszę zadzwonić do pewnej pani.

Tymczasem Grześ i Artur zostali sam na sam z podejrzanym Wąsaczem.

Obiad był pyszny! Chłopcy zjedli wszystko w mig. Szczególnie dobre były mielone kotleciki!

Grześ chciał poprosić o dokładkę, ale pomyślał, że nie wypada.

– Co porabialiście tutaj? – zapytał nagle Wąsacz.

– Szukaliśmy nowego placu zabaw – wyjaśnił Grześ.

– Trochę się zgubiliśmy – dodał Artur.

Wąsacz zaśmiał się.

– Ale panujemy nad wszystkim! – rzekł Grześ.

– Chłopcy… – Wąsacz zaśmiał się znowu. – Tylko wydaje wam się, że panujecie nad wszystkim. A co, jeśli z Żoną chcielibyśmy was zjeść?

Grześ i Artur wystraszyli się.

– To nie jest śmieszne – rzekł Grześ.

– Wiem – rzekł Wąsacz. – Ale widzieliście poroża w przedpokoju. Jestem myśliwym. Poluję na sarny, jelenie, ale z braku laku nie pogardzę też pysznym chłopcem!

– Nie zjecie mnie – rzekł Grześ.

– Ani mnie – dodał Artur.

– Najpierw was trochę podtuczymy, bo jesteście za chudzi. A za miesiąc do lasu i... – Wąsacz zmierzył się na nich – Pif-paf!

Chłopców aż przeszły ciarki.

– A później będą z was pyszne kotleciki! A kostki dostanie piesek.

– Nieprawda – rzekł Grześ. – Nie będziemy nic jeść.

– Patrzcie, Żona już niesie kolację! – wskazał Wąsacz. – Opowiadałem im, jak zjadamy małych chłopców, którzy gubią się w nocy – wyjaśnił Żonie.

– To prawda – rzekła Żona. – To czekolada, a tu jeszcze kanapeczki. Bo obiad już widzę zjedzony!

Grześ nie chciał bardziej utyć, ale wciąż był głodny! Sięgnął najpierw po bardzo dobrą, gorącą czekoladę, a później kanapkę. Wszystko było przepyszne!

„Trudno będzie tu nie przytyć” – pomyślał.

Artur też wcinał kanapki.

„Trzeba będzie obmyślić plan” – myślał Grześ jedząc. – „Ucieczkę utrudnią stalowe drzwi i 20 piętro!”

Wtedy zadzwonił dzwonek.

– Jak tylko otworzą się drzwi, krzyczymy: „Ratunku, chcą nas zjeść”! – szepnął Artur do Grzesia.

– I szybko biegniemy razem – dodał Grześ cicho.

Kiedy otworzyły się drzwi, ukazała się mama Artura!

Chłopcy ucieszyli się i pobiegli do drzwi.

– Kogo tu mamy! – przywitała się mama.

– Uratowałaś nas! – zawołał Artur. – Oni chcieli nas zjeść!

– Nie poznałeś, a to ciocia Irenka i wujek Igor – odpowiedziała mama Arturowi. – Szukaliśmy was pół godziny. Ciocia zadzwoniła do mnie, że was znalazła, więc przyjechałam. Dobrze, że was zauważyła! Macie za to szlaban na piłkę!

Chłopcom było bardzo wstyd.

– Przepraszamy – powiedział Artur. – Myśleliśmy, że zdążymy wrócić na obiad.

– Znaleźliście się i wszystko się dobrze skończyło – rzekła mama. – Ale w domu przemielimy was... Na kotleciki!