WalewskiSawicki
16.3.2015, 35 lat

Granda

Zielone jabłka

Pewnego razu Grześ był na placu zabaw. Siedział na karuzeli sam, bo jego kolega nie przyszedł. Nudził się i już chciał wracać do domu.

Wtedy do Grzesia podeszło dwóch starszych chłopców. To byli Bartek i Damian.

– Grzesiu! Czy idziesz z nami na grandę? – spytał Damian.

– A co to jest granda? – zapytał Grześ.

– Granda jest jak się zjada owoce u kogoś na działce – rzekł Damian. – Trzeba być cicho, aby nikt cię nie widział.

– Za placem zabaw jest park – powiedział Bartek. – A za parkiem jest sad z jabłkami. Idziemy na jabłkową grandę. Chodź z nami!

– A jak nas ktoś zobaczy? – zmartwił się Grześ.

– Wtedy trzeba uciekać – powiedział Bartek.

– Bardzo szybko – dodał Damian.

Grześ chwilę się zastanawiał.

– Czy to nie będzie daleko?

– Będzie daleko – powiedział Bartek. – Ale chodź z nami, bo jesteś prawie tak duży, jak my!

– Pójdę z wami – postanowił Grześ, bo się ucieszył, że starsi koledzy powiedzieli mu, że jest duży.

Chłopcy przeszli przez park, aż do sadu. Przez siatkę widzieli drzewa, jabłonie, a na nich jabłka.

– Jak się dostaniemy do środka? – zapytał Grześ.

– Odegnę siatkę do góry i ty przejdziesz pod spodem – powiedział Bartek.

– Mam iść sam? – przestraszył się Grześ.

– Musisz iść sam, bo my się nie zmieścimy – powiedział Damian.

– Co jeśli ktoś mnie zobaczy? – zapytał Grześ.

– Pomożemy ci uciec – powiedział Bartek.

– Nie bądź tchórzem! – dodał Damian.

Grześ nie chciał, aby starsi koledzy myśleli, że jest tchórzem.

– Dobrze. Zgadzam się – postanowił.

Przeszedł pod siatką i podszedł do najbliższej jabłoni. Pod drzewem leżały robaczywe jabłka. Ładne były na drzewie.

– Musisz wejdź na drzewo i zerwać – krzyknął Damian do Grzesia.

Damian krzyknął tak głośno, że usłyszał go pies. Zaczął szczekać i gonić Grzesia.

Grześ chciał wyjść z sadu przez dziurę, ale Damian i Bartek uciekli. Nikt nie trzymał siatki i dziura był zamknięta.

Pies był bardzo szybki. Grześ nie wiedział gdzie uciec. Biegł i się przewrócił.

– Pomocy! – zawołał.

Wtedy pojawiła się starsza pani. Uciszyła psa.

Pies poszedł do budy i Grześ był już bezpieczny.

– Dorwałam cię – powiedziała pani.

– Przepraszam – tłumaczył Grześ. – To koledzy mnie namówili na grandę.

– A gdzie są ci koledzy? – spytała starsza pani.

– Uciekli przed psem i przed panią – rzekł Grześ.

– Dobrzy koledzy zostają i pomagają – powiedziała starsza pani.

– To koledzy ze starszej klasy – odparł Grześ. – Myślałem, że są odważni.

– Jesteś odważniejszy od nich – rzekła starsza pani.

– Naprawdę? – zdziwił się Grześ.

– Ty im pomogłeś, a oni cię zostawili i nie pomogli.

– Ma pani rację – ucieszył się Grześ.

– Jeśli przyjdziesz za miesiąc, to cię poczęstuję jabłkami. Ale nie dziś, bo są jeszcze zielone.

– Dziękuję  – powiedział Grześ. – A czy wypuści mnie pani do domu?

– Wypuszczę. Ale przez furtkę.